turururu

Wczorajszy dzień był trochę burzliwy. Zamiast cieszyć się ładną pogodą siedziałam gdzieś w kąciku lekko nadąsana, pozwalając by wszystko wprowadzało mnie w zły nastrój. Tak to już bywa, kiedy jest się chodzącą bombą.
 Dziś jest zupełnie inaczej. Może poranek nie należał do najlepszych (ciężko się wstaje po weekendzie) ale dzisiejszy dzień zaliczam do udanych – choć jeszcze się nie skończył.
Wczoraj przemyślałam sobie to i owo, co dotyczy mojej osoby, przespałam się z tym i dziś odrodziłam się na nowo jak Afrodyta z morskiej piany. :)
  Chociaż odkąd zrobiło się ciepło coraz łatwiej zwlec mi się co rano z łóżka (o bestialskiej porze – szóstej rano) to dochodzę do wniosku, że coraz mniej chce mi się chodzić do szkoły. Wszystkie komórki mojego ciała wołają o wakacje, które zbliżają się jakoś tak powoli, choć są już niedaleko. Ten rok był ciężki i wyczerpujący choć wiem, że we wrześniu zmienię o nim zdanie kiedy zacznie się klasa maturalna a razem z nią nawał pracy. I w dziwny sposób każdy nauczyciel będzie uważał, że to jego przedmiot jest najważniejszy w tym całym programie nauczania. Ale dopóki jeszcze nie ma dziewiątego miesiąca bieżącego roku to mogę ponarzekać na miesiąc piąty. Jak to jest, że w trzecim tygodniu maja mam jeszcze dwa sprawdziany? Ale to nie wszystko bo w czwartym tygodniu mam następne dwa a w pierwszym tygodniu czerwca kolejne. A gdzie dusza i serce moich „mentorów”? Obawiam się, że zaginęły bezpowrotnie.



Komentarze

Popularne posty