Cover your tracks

 Pierwszy miesiąc minął jak mrugnięcie okiem a wszyscy zamiast zajmować się maturą zajmują się czym? No pewnie – studniówką. Najbardziej gorącym tematem ostatnich dni. Tematem, który nie schodzi i pewnie jeszcze długo nie zejdzie z ust maturzystów. Jedna noc a problemów tyle co gwiazd na niebie. Bo sala, bo muzyka, bo polonez, bo partner… bo, bo, bo. Boczydłem mi to wszystko wyłazi a zaletę dostrzegam na razie tylko jedną – na szczęście ten pseudo-bal jest tylko raz w życiu. Dobra, wiem co myślicie, skoro narzekam to po co idę. Chyba z tego samego powodu – bo studniówka jest tylko raz w życiu i być może będę żałować jeśli się tam nie pojawię, choć na dzień dzisiejszy wolałabym w tym czasie usadowić się pod cieplutką kołderką z jakąś dobrą książką w dłoni, ewentualnie z muzyką w tle. W każdym bądź razie na chwilę obecną nie mam co tak biadolić – do pełnego „szczęścia” studniówkowego brakuje mi tylko sukienki.  A wiecie jakie sobie boskie szpilki sprawiłam? Zakochałam się od pierwszego wejrzenia :D pozostaje jeszcze kwestia nauki chodzenia w tychże cudeńkach. O właśnie, znacie może jakieś dobre metody na opanowanie tej umiejętności, bo na razie rada „chodzić, chodzić i jeszcze raz chodzić” wydaje się być mało skuteczna. Mój chód przypomina stąpanie słonicy po lodowisku i to w dodatku ze stertą książek na głowie.
    Zaczęłam się w końcu ogarniać z planowaniem czasu i powoli kroczek po kroczku posuwam się do przodu. Nawet rozpisałam sobie co, kiedy i jak we własnoręcznie przygotowanym przez siebie kalendarzu. Telewizji nie oglądam prawie wcale ale nie myślcie, że dlatego, że się jakoś specjalnie katuje jako perfekcyjna maturzystka. Nie, nie. Nie mam w zwyczaju trzymać samej siebie aż tak krótko ale po prostu tak chyba szczęśliwie wyszło, że do telewizji mnie nie ciągnie. Za to skutecznym rozpraszaczem jest gra 2048 – szatańskie dzieło, które wciąż cichutko podpowiada „zagraj jeszcze raz”.
   Mam dziwne wrażenie, że przez wakacje ktoś podmienił nam nauczycieli. Minął miesiąc – całe trzydzieści dni, no teraz to już trzydzieści z haczykiem a nikt jeszcze nie pytał. Czy to nie jest dziwne? Może w tym roku pomyliłam szkoły? No bo jak to, już październik a ja mam jeszcze dwa (z dwóch dostępnych) nieprzygotowania z rachunkowości? To wszystko cuchnie podstępem :D Może po prostu nauczycielska kadra chce pozostawić w naszych głowach miłe wspomnienie o sobie? Gdyby tak jeszcze zapomnieli o klasówkach to nawet skłonna bym była napisać dla nich wierszyk albo rozsławiać ich dobre imię na cały świat. Niestety – chyba im się nie marzy sława.
   Trzydziesty minął już kilka dni temu, więc oznacza to, że deklaracje maturalne poszły w świat. Trochę dziwnie wyglądają ta moja biologia z chemią wśród deklaracji pełnych geografii i wosu ale bez tego ani rusz. Trochę się obawiałam komentarzy ze strony mojej wychowawczyni, która ma skłonność do komentowania rzeczy niecodziennych ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Zaczyna mnie już trochę drażnić tłumaczenie wszystkim wkoło dlaczego akurat medycyna, czemu nie poszłam do biol-chemu i ciągłe opowiadanie tych samych historii. To zupełnie to samo uczucie jak na każdej rodzinnej imprezie kiedy to muszę tłumaczyć ciotkom dlaczego nie mam chłopaka. Jakby posiadanie drugiej połówki było najważniejsze w życiu. Obiecuję, że kiedyś poproszę jakiegoś kolegę, żeby poudawał.
  Cały czas obiecuję sobie, że będę wpadać tu częściej ale wychodzi jak zawsze. Zawsze coś, ktoś, gdzieś. Mam nadzieję, że mi wybaczycie to zaniechanie w blogowych obowiązkach. Sama mam już dosyć usprawiedliwiania się co notkę tym bardziej, że chodzi mi po głowie milion myśli, którymi chciałabym się z Wami podzielić a pisanie raz na dwa tygodnie to za mało żeby to wszystko ująć i po takim czasie pierwotne myśli tracą sens. Trzymajcie się Miśki :) Buziaki :*


PS. Trochę tu zmieniłam bo zaczęło już straszyć a jakby nie patrzeć do Halloween jeszcze daleko :P



Komentarze

  1. Oj, doskonale znam ból tysięcy pytań do i przymusowego tłumaczenia każdemu, dlaczego podejmuje się taką, a nie inną decyzję. Ja przez ostatni czas notorycznie tłumaczę czemu wybrałam Poznań, choć nigdy tu nie byłam i bliziutko mam do Krakowa. Aż doszłam do wniosku, że napiszę sobie na kartce historię mojego życia w skrócie i przykleję do czoła, w razie w. Pamiętam jakie były podniety przez studniówką, jak bardzo się uparłyśmy z przyjaciółką, że choć ten jeden raz ogarniemy się porządnie, bo przecież wszystkie dziewczyny będą odstrzelone, to my też. Huehue, jakie było nasze zdziwienie kiedy okazało się, że jesteśmy jedynymi "odstrzelonymi"^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taka karteczka na głowie to wcale nie jest zły pomysł :D w końcu trzeba oszczędzać gardło :p
      ja chyba jednak nie zważając na innych muszę zrobić coś z tą moją czupryną i chociaż raz w życiu nie straszyć ludzi :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty