Bal nadziei

   Każdego pierwszego września, ewentualnie drugiego lub trzeciego, w zależności jak wypada rozpoczęcie roku szkolnego, mój tata śpiewa mi z samego rana rytualną początkowo-szkolną piosenkę, której treść pozwolę sobie zachować dla siebie. Mogę tylko powiedzieć, że sama śpiewałam ją na swoim ślubowaniu w pierwszej klasie podstawówki. Kiedy tylko ją słyszę, jeśli mam taką możliwość wkładam na głowę poduszkę - w ostateczności zanoszę się głośnymi jękami w nadziei, że będę w stanie ją zagłuszyć. Niby nic a jak brutalnie przypomina o przykrym obowiązku jakim jest chodzenie do szkoły :D. Ale wbrew pozorom cieszę się, że po raz kolejny wracam w moje szkolne mury i trochę się smucę, że nawet jeśli mnie to denerwuje, to tą piosenkę słyszę ostatni raz. Bo przypominam, dla wszystkich tych którzy ten fakt przeoczyli, że jestem już w klasie maturalnej kończącej moją obowiązkową edukację. I cieszę się, że nie muszę już wymyślać nazwy określającej kim tak właściwie jestem – bo przecież nie jestem licealistką gdyż do liceum nie uczęszczam, nie istnieje chyba takie słowo jak technikalistka a uczennica technikum brzmi tak niesamowicie mdło i nudno. Maturzystka – to brzmi bajecznie, choć zawiewa  lekka grozą, za to jest uniwersalne – bez zbędnych tłumaczeń. I mimo, iż to durnie brzmi to nie spodziewałam się, że doczekam tej słynnej maturalnej klasy. :D Bo przecież ja nigdy nie jestem gotowa na poważne wyzwania. A matura tak jakby takim wyzwaniem jest. Ale chyba ludzie tak mają – że to co trudne odkładali by w nieskończoność. Egzamin na prawko też chciałam odkładać do końca świata ale przecież ostatecznie zdałam – może nie za pierwszym ale już na pewno za ostatnim.
   Tak jak uzgodniłam sobie już wcześniej - z własną osobą oczywiście – nie będę czynić na ten rok żadnych postanowień typu:
- teraz to już na pewno będę się uczyć
- będę systematyczna
- nie opuszczę żadnego dnia w szkole.
Nie, nie i nie. Żadnych obietnic, których nie będę w stanie spełnić. Co ma być to będzie. Carpe diem, chwilą żyj itp. itd. Postanowiłam natomiast, że zakopię wojenny topór z Cruellą. Nie pisałam o Cruelli, prawda?  A więc: Cruella – osobnik płci żeńskiej, gatunek niesłychanie drażniący i irytujący (często samą egzystencją, najczęściej jednak irytującym uśmieszkiem i wtrącaniem się w rozmowę nawet wtedy kiedy nie rozmawia się z tym też oto osobnikiem). Myśli, że wszystko wie. Skutecznie podnosi ciśnienie.
 Tak właściwie Cruella, Cruellę disnejowską przypomina w niewielkim stopniu (czytaj: nie ma dwukolorowych włosów, nie poluje na dalmatyńczyki, nie nosi z nich futra i ogólnie nie jest taką mega zołzą) ale przecież jakoś muszę ją nazwać, prawda? No więc ogólnie rzecz biorąc nie przypadłyśmy sobie do gustu. Jako bohaterka książki pod tytułem „Życie” muszę mieć przecież jakąś przeciwniczkę, jednak na kolejnych kartach jest zapisane, że należy to zmienić i schować dumę do kieszeni bo kiedy tak się nad tym zastanowię dochodzę do wniosku, że ta moja niechęć do Cruelli i niektóre sytuacje kończące się spięciem między nami to w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach skutek mojego uporu, który niekiedy przyjmuje tą złą postać.
  Jestem strasznie ciekawa jak to będzie wszystko wyglądało – jak się potoczy te osiem kolejnych miesięcy mego życia. Pewnie jak zwykle zostanę zaskoczona przez przysłowiowe jutro. Uh, nie mogę się doczekać. Nawet tego kiedy pierwszy raz będę się uczyć na klasówkę . Bo ja tak właściwie to całkiem lubię się uczyć – zapomnijcie o tym kiedy kolejny raz będę narzekać ;).
  Strasznie zaniedbałam się w blogowaniu, co pewnie już zauważyliście. Ale jedno mogę obiecać na pewno – będę zaglądać tu częściej by dzielić się z Wami moimi rozterkami, radościami, smutkami, przygodami i w ogóle wszystkim co mi przyjdzie do głowy. Przez ostatni czas na bloga zajrzałam ze dwa razy, ale statystyki pokazują, że Wy byliście tu częściej. Dzięki, że nadal chcecie czytać te wypociny.
Udanego pierwszego września ! :)


Komentarze

  1. Technikalistka brzmi świetnie :D.
    Oj, ja nigdy nie wymyślałam żadnych postanowień na rok szkolny, bo lekcje opuszczałam bez wyrzutów sumienia, a co do systematyczności to jeśli można uznać naukę dzień przed sprawdzianem za systematyczną to się jej trzymałam. Poza tym uczyłam się, kiedy miałam na to czas i większą lub mniejszą ochotę. Tak też można :).
    A te 8 miesięcy minie na pewno bardzo szybko ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha :D na upartego może zostać ta technikalistka :P jakie to wspaniałe uczucie wzbogacać słownik wyrazów obcych o nowe pozycje :D
    o tak, taką systematyczność uprawiam nałogowo i taką mogę sobie obiecać. My, mistrzowie ostatniej chwili możemy sobie pozwolić na wszystko :P
    ach, ten czas. Jak on szybko płynie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Slowotworstwo dobra rzecz,zawsze mozna poprawic sobie humor pewnego beznadziejnego dnia,kiedy wszelka motywacja zawiedzie,a stosik książek magicznie malec nie bedzie��życzę żeby taki dzień nie nastał,ale cóż,życie pokaże ☺ciężko jest sie oswoic z nowościami,ale zmiany są nieodłącznym elementem naszego życia i oby to były zmiany na lepsze,powodzenia w braku postanowień i w ostatecznej rozgrywce,która będzie miała miejsce przez najbliższych osiem miesięcy. Pozdrawiam!☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tym bardziej, że mój prywatny słownik jest bardzo bogaty :D jestem mistrzem tworzenia nowych słów :P
      dziękuję bardzo za życzenia, za powodzenia już nie - co by nie zapeszać :)
      pozdrawiam ciepło ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty