Party

Fanfary proszę bo oto nadchodzi podsumowanie tygodnia.
   Ten rok szkolny, jak już zdążyłam na wstępie zauważyć przyniósł wiele zmian, a już najwięcej w nauczycielskich kadrach. Nie mam już wuefu z panią E., którą potajemnie nazywałam Ewą Chodakowską, angielski wskoczył na poziom hard wraz z wymagającą panią K., a ekonomika nie będzie już tak bardzo znienawidzonym przedmiotem.
   Pani W. jak co roku przypomina, że na maturze najważniejszy jest język polski, w związku z czym wymyśla nam całe mnóstwo zadań, które musimy zrobić w ramach powtórzenia. Słuchając tego dostaję niemal palpitacji serca bo nie wyolbrzymiając mam wrażenie, że nie starczy mi doby – na sam polski! Jestem tylko zdziwiona, że nie powitała nas jak zwykle swoim słynnym powiedzonkiem, a może żartem (?) o następującej treści:

-puk puk
-kto tam?
- to jaa-aa, maturaaa

No cóż, wcale mi tego nie brakuje. Ale będzie mi na pewno brakować chwili oddechu.
  Na niemieckim jak zwykle nie możemy dojść do porozumienia, choć ustalamy wszystko już drugą lekcję. Bo po co podręczniki skoro po pierwsze musimy oszczędzać bo studniówka za pasem a po drugie niemieckiego nikt zdawać na maturze nie planuje. Ostatecznie stanęło na kserówkach. Oby nic w tej kwestii nie uległo zmianie.
   Tydzień, choć chyba najluźniejszy w całym roku szkolnym totalnie zwalił mnie z nóg. Do domu przez ostatnie pięć dni wracałam padnięta jak pies Pluto z dwoma tylko marzeniami: kawa i poduszka. Mam nadzieję, że przystosowałam się do szkolnego trybu na tyle żeby w poniedziałek wrócić w miarę wypoczęta albo co najmniej w stanie, który pozwoli mi się pouczyć dłużej niż dwie godziny.
   Na razie nie czuję presji bycia maturzystką choć co drugie słowo w mojej szkole to właśnie matura. Co więcej jestem nawet dziwnie wyluzowana. Czyżby to cisza przed burzą? Wolałabym nie. Na luzie zrobię więcej i sprawniej niż będąc kłębkiem nerwów.
Ale mam dziwne przeczucie, że następny tydzień zakończy występujący jeszcze niekiedy czas wolny przeplatany wysłuchiwaniem (zapisywaniem niestety też) po raz kolejny PSO i zacznie się harówka. Tak więc żegnajcie ukochane seriale. Miło was było gościć w mym domu przez ten tydzień.
 Cóż jeszcze u mnie. Powtórzyłam dziś połowę materiału z biologii z pierwszej klasy z czego jestem niezmiernie dumna. Na chemię mam zamiar się ustawić dopiero albo już w tym tygodniu. Na razie się nie spieszę choć chyba powinnam, alee co tam. Ja, Mistrz Ostatniej Chwili zawsze zdążę :D

I na koniec, moje ostatnie zamiłowanie do polskiej muzyki :)



Komentarze

  1. Nigdy nie byłam zwolenniczką powtarzania wszystkiego na ostatnią chwilę. Pamiętam jak w szkole wszyscy odkładali przygotowania do wszelkiej maści sprawdzianów, kartkówek etc. na dzień przed, a ja planowałam naukę, powtórki i powtórki powtórek już tydzień wcześniej:D Stwierdzam jednak, że ma to też swoje dobre strony. Gratuluję ogarnięcia materiału z I kl z biologii, to już jakiś krok do przodu;) Myślę, że z czasem przyzwyczaisz się do myśli "matura" i nasłuchasz się milionów melodramatów rówieśników, którzy to na samą myśl mdleją. Tak to już jest i oby spokój pozostał z Tobą jak najdłużej;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dużo bym dała żeby mieć Twoje podejście i nie uczyć się dzień przed zarywając przy tym czasami część nocy :P niestety ja jestem dobra tylko w planowaniu - z realizacją jest już gorzej.
      ooo, a narzekania na maturę już się nasłuchałam. Niektórzy planują nawet naukę 24/24 :D
      mam nadzieję, że spokój zostanie :) oby ;)

      Usuń
  2. Ja za to tak sobie powtarzanie zostawiłem na ostatnią chwilę, że nie zdążyłem powtórzyć :D Powodzenia oczywiście. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie strasz ludzi :D
      tradycyjnie nie dziękuję :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty