up in the air

Status: głowa w chmurach. Miało być  z sensem będzie bez sensu. Chaotycznie. Mega chaotycznie.
  W świetle ostatnich wydarzeń z mego życia dochodzę do kilku ważnych, moim zdaniem, wniosków. Po pierwsze – byłabym najgłupszą osobą na świecie gdybym układała swoje życie na opinii innych. Gdybym brała sobie do serca wszystkie uwagi, krytykę i złe słowa. Bo my ludzie lubimy przecież oceniać po fragmentach, po wyglądzie i po wszystkim co w dużej mierze mija się z prawdą. Patrzymy na kogoś i myślimy, że wiemy. Że wiemy wszystko. A tak naprawdę nie wiemy nic.
   Po drugie po raz kolejny przekonałam się, że niektórych rzeczy nie da się po prostu zmienić. Chociaż może to nie o zmianę i nie o rzeczy chodzi. Chodzi o to, że czasem nie jesteśmy w stanie komuś czegoś wyperswadować, wskazać błędów i pokazać, że te błędy są złe. Bo ta osoba, którą chcemy nauczyć, której chcemy pomóc nie zrozumie nic dopóki nie zabrnie w to wszystko za daleko i sama tego zła nie dostrzeże.
   Po trzecie czasem osoby, których nigdy byśmy o to nie podejrzewali mogą okazać się najlepszym kompanem i przy tym najlepszym doradcą. Czasem trzeba się tak po prostu wygadać. Mówić. Mówić, mówić, mówić. O wszystkim i o niczym. Są momenty kiedy nie istnieje nic bardziej zbawiennego od potoku słów. Od tego oczyszczenia kiedy już wszystko z siebie wyrzucisz.
  Po czwarte – jeśli chcemy być w czymś dobrzy, tak po prostu dla siebie, nie możemy oczekiwać, że wszystko przyjdzie nam ot tak na pstryknięcie. Zawsze musimy włożyć w to jakiś wysiłek. Choćbyśmy nie wiem jak bardzo płakali, krzyczeli czy wizualizowali bez pracy nie ruszymy. Bo kiedy tak o tym pomyślę to wszystko co robimy, niezależnie od tego co to jest, jest jakimś rzemiosłem, które wciąż musimy doskonalić, utrwalać, rozbudowywać.
  Po piąte – porażki – wszystkie porażki czy to jest pierwsza, druga czy dziesiąta nie oznaczają, że wszystko jest stracone. Zawsze jest szansa, że kiedyś w końcu nam się uda.
   Po szóste – uśmiech jest najlepszym lekarstwem na wszystko. Na smutki, zwątpienia, gorsze chwile, zniesmaczenie… mogłabym tak wymieniać bez końca. Musicie mi uwierzyć na słowo – działa lepiej niż tabliczka czekolady.
   Po siódme – decyzje spontaniczne to decyzje najlepsze (choć o tym przekonałam się już jakiś czas temu).
   Po ósme – warto stawiać wszystko na jedną kartę.
   Jakiś czas temu odnalazłam kolejną rzecz, która mi się w życiu podoba, która sprawia mi trochę radochy a czasem jednocześnie przynosi też rozczarowanie. Może to nie jest jakieś odkrycie stulecia bo gdzieś w podświadomości zawsze ukrywała mi się ta myśl ale ostatnimi czasy zaczęłam się jej chyba jakoś bardziej przyglądać. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, że to życie to jedna wielka zagadka. Że czasem coś planujemy, zakładamy, wykluczamy a i tak co ma być to będzie. Nigdy nie potrafimy przewidzieć jakiego figla spłata nam kiedyś przyszłość. A my i tak wciąż chcemy wiedzieć. Niekiedy to co się wydarzy naprawdę może nas nieźle wkurzyć a niekiedy kompletnie zaskoczyć. Na przykład kiedy wyobrażamy sobie jakiś scenariusz naszego życia, który bardzo chcemy ziścić ale gdzieś tam w środku wiemy, ba, mamy pewność, że to co zrodziło się w głowie w głowie na zawsze pozostanie, a jak się okazuje za dwadzieścia lat, może nawet mniej, wszystko dzieje się dokładnie tak jak to o czym kiedyś tak bardzo marzyliśmy. Więc może czasem dobrze pielęgnować pokłady tej cichej nadziei, która gdzieś tam w nas tkwi.
    Miałam się pochwalić kiedy w końcu znajdę mój wymarzony pochłaniacz myśli ale muszę powiedzieć, że na razie chwalić się nie ma czym. Na chwilę obecną zaprzestałam poszukiwania. Za poradą mojej blogowej koleżanki (<3) miałam zrobić go własnoręcznie ale kiedy pytam o papier do scrapbookingu ludzie patrzą się na mnie jak na kosmitkę unosząc brwi niemalże do nieba. Za dwa tygodnie ruszam na szkolne zakupy więc rozejrzę się bardziej szczegółowo.
    Pierwszy miesiąc wakacji minął mi zaskakująco szybko. Gdzieś w głowie krążą mi pytania "Serio? Miesiąc? Trzydzieści dni? Tak szybko?". Ale to był dobry miesiąc. Opaliłam się tak, że moja skóra czyni mnie podobną do latynoski – zdradzają mnie tylko oczy koloru błękit. Mam tylko nadzieję, że już ciemniejsza nie będę. Nie lubię się zbyt opalać ale mam już chyba do tego tendencję :p
  Ponadto napisałam półtora stron mojej prezentacji maturalnej (idę jeszcze starą podstawą programową) i również zaskakująco podoba mi się to co stworzyłam :). Lenistwo praktycznie bez zmian - pochłania bardzo dużo mojego wolnego czasu aczkolwiek zaczęłam kolegować się też z biologią. Nie mogłam tego nie zrobić wszędzie wokół czytając, że ktoś coś robi, powtarza a ja oczywiście nic. Więc ci wszyscy, którzy się uczycie w okresie lipiec-sierpień i zamieszczacie takową informacje w internetach wiedzcie, że staliście się moją inspiracją :D 
  A Wam jak mijają wakacje? Mam nadzieję, że nie przemęczacie się zbytnio :P pozdrawiam ciepło zza tej drugiej strony ekranu :) buziole :* 


Komentarze

  1. Jeju, ta notka jest niczym podręczny zbiorniczek bardzo trafnych spostrzeżeń. Siedzę i czytając kolejne łapię się na tym, że kiwam głową. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w takim razie cieszę się, że trafiłam w Twoje gusta :) buźki :*

      Usuń
  2. Ciekawe, kim jest ta blogowa koleżanka. <3 Też miałam problemy z tym papierem, więc kupiłam zwykły czarny materiał w pasmanterii i wyszyłam na nim wzorki. Tylko nie pomyślałam, że do takiej okładki kocie kłaki będą się przyklejać tak doskonale. :D Ale za to genialnie się w nim pisze, poszłam za radą i prowadzę go już od prawie dwóch tygodni - to chyba mój rekord! :D
    O matko, mnie też przeraża to, że tak szybko te wakacje mijają. Już niecały miesiąc został, a ja w sumie nic takiego wielkiego nie zrobiłam. Pewnie jakbym się dłużej zastanowiła, to znalazłabym coś, ale nie mam wrażenia takiego o, jak pożytecznie spędzone wakacje. Liczę na to, że może kolejne (burzowe) dni przyniosą coś lepszego. (Jak łatwo odkładać wszystko na jutro).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaa taka jedna, bardzo sympatyczna :) koniecznie musisz ją poznać :D
      u mnie królują psie kłaki :D niestety. dwa tygodnie to już coś, nawet się nie waż przerwać pisanie w nim! :P
      ja jestem mistrzem w odkładaniu, a jeśli już się do czegoś zabiorę to robię sobie w międzyczasie milion przerw :p natura leniwca jest czasem nieprzezwyciężona :D

      Usuń
    2. O nie, nie, na pewno tego nie dostawię, to świetne! Tylko ciężko znaleźć wolną chwilę, gdy nikt co chwila nie wpada do pokoju jak hiszpańska inkwizycja. Cały dzień spokój, a gdy tylko usiądę nad zeszytem, to jak z worka się wysypują i chcą coś ode mnie. Piszę po nocach, niedosypiam, to straszne. :C
      Ha! Mam medal w leniwcowaniu, zwłaszcza w wakacje. :D

      Usuń
    3. tak trzymać żołnierzu! :D
      doskonale znam ten ból i za każdym razem kiedy dochodzi do takiej sytuacji zastanawiam się skąd "Oni" mają takie wyczucie czasu :D
      bidulko, zaopatrz się w kofeinę :P
      a ja powinnam nosić plakietkę z napisem "leniwiec" na koszulce :D

      Usuń
  3. A dlaczego idziesz starą podstawą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo jestem rocznik '95 - ostatni, który ma starą podstawę a jestem w technikum, został mi jeszcze jeden rok i zgodnie z tym co od trzech lat powtarzają nam nauczyciele będziemy jeszcze pisać taką maturę jak była do tej pory, zresztą mam taką nadzieję. A jak będzie to okaże się już w maju :p wszystko zależy od tych na górze :P

      Usuń
  4. Ok, rozumiem:) W takim razie fajnie, że masz z polskiego prezentację:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tez się bardzo z tego cieszę, bo wchodzę tak jakby z pewniakiem i pół stresu mniej :)

      Usuń
  5. Ja za to zauważyłam, że czasem, gdy o czymś marzymy, układamy w głowie wyśnione scenariusze i owe coś nam się dziwnym trafem przydarza, okazuje się, że jednak nie jest tak fajnie, jak to sobie wyobrażaliśmy :). Ale cóż, człowiek to już taki stwór, że lubi sobie idealizować i marzyć - ja przynajmniej tak mam.
    Nie ucz się w wakacje, poleń się porządnie bez wyrzutów sumienia - pomaga, sprawdzone empirycznie :D.
    Na marginesie, z czystej ciekawości - jesteś na ten moment zadowolona z wyboru technikum, a nie liceum? ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też racja :)
      i tak się mocno rozleniwiłam :) a ta moja nauka to bardziej takie luźne powtarzanko :P
      trudne pytanie mi zadałaś, choć sama często się nad tym zastanawiam. Pewnie, byłabym szczęśliwa i na pewno spokojniejsza gdybym była w liceum tym bardziej, że jedną nogą jestem już w klasie maturalnej i wciąż mam wrażenie, że mimo iż co roku przechodzę z klasy do klasy zaliczam ten słynny gap year. Ale ostatecznie gdybym się dłużej nad tym zastanowiła to chyba znalazłabym tyle samo plusów co minusów bycia akurat w technikum. Akurat ta szkoła, w której jestem dużo mnie nauczyła - i nie chodzi tu o przedmioty szkolne tylko ogólnie o życie. Tutaj zbudowałam lepszą siebie i nie wiem czy gdybym poszła od razu do bio-chemu nie zniechęciłabym się i nadal celowała w medycynę. Kiedy wybierałam szkołę nie wiedziałam co ze sobą zrobię kiedyś tam, a o lekarskim to już w ogóle nawet nie marzyłam. A poza tym gdyby udało mi się jednocześnie dostać na medycynę i zdać zawodowy to w sumie miałabym fajną satysfakcję, że skubnęłam wszystkiego po trochu. Staram się myśleć o tym jak najbardziej pozytywnie ale gdybym miała wybierać szkołę raz jeszcze to raczej, ze względu na przygotowanie do matury oczywiście, poszłabym do liceum. Wmawiam sobie, że wszystko dzieje się po coś :D

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedź :). Po prostu czasem wtrącam się w dyskusje typu liceum czy technikum i jestem ciekawa wszelakich opinii. Sama znam osobiście ambitne osoby, które uczą się, bądź uczyły się w technikum i w ich przypadku to była dobra decyzja - jedną technikum przygotowało do pokrewnych studiów, a druga dzięki nauce określonego zawodu może sobie teraz coś niecoś zarobić.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty