Find a way
Po długiej - jak na mnie - nieobecności postanowiłam zajrzeć w te blogowe progi, zobaczyć co tu się dzieje, podlać kwiatki, nakarmić psa i podzielić się z Wami tym co się u mnie ostatnio wydarzyło.
Wczoraj złapały mnie za lewą stopę, ściągając z mojej, wyimaginowanej co prawda ale jednak, puszystej chmurki błogości, bezduszne wątpliwości. Wstałam o siódmej rano przerażona, z pakunkiem pełnym złych myśli i obaw. A co będzie jak się nie dostanę? Jak zawalę maturę a w tym wszystkim spadnie na mnie meteoryt? A to wszystko przez to, że w radiu mówili, że na ŚUMie o jedno miejsce na lekarskim ubiega się 27 osób. I wzięło nade mną górę moje tchórzostwo. I podsycało mój niepokój. Ale zaraz przyszedł z pomocą rozsądek i pomógł wyplenić ze mnie te złe myśli. Tchórz jednak coś mi dał – zmobilizował do wzięcia się w garść (w końcu w każdym złym można znaleźć coś dobrego), rozsądek zaś usunął tą całą otoczkę paniki. I teraz już wiem, że po prostu zrobię swoje. Niezależnie od wyników matur, od tego czy się dostanę. Jeśli dam z siebie wszystko to będę spokojna. Pewnie, byłoby mi przykro gdybym nie spełniła swoich marzeń ale dopóki gra się toczy, póki nic jeszcze nie jest stracone odrzucam od siebie te wszystkie zwątpienia i tym samym myśli, które mogłyby stać się dla mnie kłodą rzuconą przez siebie samą pod własne nogi. A ja nie lubię się przewracać i tym bardziej strzelać sobie samobójów.
No i skoro o piłce mowa to i o tym, że przez cały Mundial obejrzałam tylko jeden mecz – finałowy. Jestem trochę zła, że przegapiłam albo może po prostu olałam wszystkie inne. I jestem zła, że Argentyna nie wygrała, choć zagranie w finale i tak jest wielkim sukcesem ale sądząc sprawiedliwym wyrokiem Niemcom się należało zdobycie pucharu. I kiedy tak myślę o Mundialu to od razu przed oczami stoi mi Brazylia i ich wielka przegrana, a jeszcze bardziej zapłakane twarze. No i ja sprzed dwóch lat rycząca jak bóbr kiedy Polska, moja ukochana Polska nie wyszła z grupy. Po meczu płakałam, następnego dnia też płakałam i cała doba minęła mi we łzach. Aż momentami było mi głupio, że taka duża dziewczyna a płacze o coś co tak właściwie jej nie dotyczy. Ale zaangażowałam się strasznie, w te emocje, w te śpiewy tysięcy gardeł i w tą grę, którą kiedyś uważałam za najdurniejszą na świecie. Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że moje poglądy zmieniają się tak szybko jak pogoda za oknem.
A pogoda, ach, pogoda. Upały skłaniają mnie jedynie do wylegiwania się wśród jakże miłych memu sercu orzeźwiających podmuchów prosto z produkcji mojego wiatraka Zdziśka. I może jeszcze do przewracania kolejnych kart książek. Oczywiście wszystkich tych, na których nie widnieje etykietka „lektura” i „szkoła”. Kolejny rok z rzędu moją obietnicę, że w wakacje będę czytać lektury trafił szlag. Bo przeczytanie dwudziestu stron Zbrodni i kary się nie liczy, prawda? Naprawdę się rozleniwiłam, nie ma co! Ale mój mózg tak działa – kiedy widzi, słyszy lub czuje gdzieś w powietrzu lekturę buntuje się jak tylko może i tylko siłą i idealnymi warunkami w formie ciszy i spokoju potrafię go zmusić do przeczytania tych szkolnych wymogów. Naprawdę o wiele lepiej czytałoby by mi się te wszystkie książki gdybym nie musiała robić tego do szkoły.
Ale tu wakacje a ja znowu o szkole. Chyba się uzależniłam od tego miejsca. To naprawdę wygląda jak nałóg. Chcesz rzucić a nie możesz. Ale żeby przez dwa miesiące nie móc się powstrzymać? Paradoksalnie wyleczę się ze szkoły pierwszego września :p
W końcu udało mi się zorganizować przyzwoite spotkanie z P., które planowałyśmy już milion lat. Pogadałyśmy, pośmiałyśmy się i ogólnie była przyjemna atmosfera. Oby więcej takich spotkań i poczucia dobrze spędzonego czasu. Żeby tylko jeszcze autobusy przyjeżdżały na czas… :P
Mam ochotę napisać tu dużo więcej ale i tak chyba wyjątkowo się rozpisałam. Kiedy tak teraz czytam ten mój wstęp zapowiadający ekscytujące przygody niczym te Tolkienowskiego pióra muszę przyznać, że chyba rozczarowałam czytelników bo takowych przygód tu nie zamieściłam. Wszyscy się pewnie nastawili na bohaterskie czyny a ja tu o Mundialu zarzucam temat :D i o Zdzisławie kochanym. Czyli coś z cyklu nie oceniaj książki, tym razem po wstępie :). A więc cóż tu po mnie. Z chwilą obecną opuszczam Internety by wrócić za jakiś czas kiedy znów najdzie mnie wena lub chęć powrócenia tu tak po prostu. Trzymajcie się ciepło :) buziaki :*
Wczoraj złapały mnie za lewą stopę, ściągając z mojej, wyimaginowanej co prawda ale jednak, puszystej chmurki błogości, bezduszne wątpliwości. Wstałam o siódmej rano przerażona, z pakunkiem pełnym złych myśli i obaw. A co będzie jak się nie dostanę? Jak zawalę maturę a w tym wszystkim spadnie na mnie meteoryt? A to wszystko przez to, że w radiu mówili, że na ŚUMie o jedno miejsce na lekarskim ubiega się 27 osób. I wzięło nade mną górę moje tchórzostwo. I podsycało mój niepokój. Ale zaraz przyszedł z pomocą rozsądek i pomógł wyplenić ze mnie te złe myśli. Tchórz jednak coś mi dał – zmobilizował do wzięcia się w garść (w końcu w każdym złym można znaleźć coś dobrego), rozsądek zaś usunął tą całą otoczkę paniki. I teraz już wiem, że po prostu zrobię swoje. Niezależnie od wyników matur, od tego czy się dostanę. Jeśli dam z siebie wszystko to będę spokojna. Pewnie, byłoby mi przykro gdybym nie spełniła swoich marzeń ale dopóki gra się toczy, póki nic jeszcze nie jest stracone odrzucam od siebie te wszystkie zwątpienia i tym samym myśli, które mogłyby stać się dla mnie kłodą rzuconą przez siebie samą pod własne nogi. A ja nie lubię się przewracać i tym bardziej strzelać sobie samobójów.
No i skoro o piłce mowa to i o tym, że przez cały Mundial obejrzałam tylko jeden mecz – finałowy. Jestem trochę zła, że przegapiłam albo może po prostu olałam wszystkie inne. I jestem zła, że Argentyna nie wygrała, choć zagranie w finale i tak jest wielkim sukcesem ale sądząc sprawiedliwym wyrokiem Niemcom się należało zdobycie pucharu. I kiedy tak myślę o Mundialu to od razu przed oczami stoi mi Brazylia i ich wielka przegrana, a jeszcze bardziej zapłakane twarze. No i ja sprzed dwóch lat rycząca jak bóbr kiedy Polska, moja ukochana Polska nie wyszła z grupy. Po meczu płakałam, następnego dnia też płakałam i cała doba minęła mi we łzach. Aż momentami było mi głupio, że taka duża dziewczyna a płacze o coś co tak właściwie jej nie dotyczy. Ale zaangażowałam się strasznie, w te emocje, w te śpiewy tysięcy gardeł i w tą grę, którą kiedyś uważałam za najdurniejszą na świecie. Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że moje poglądy zmieniają się tak szybko jak pogoda za oknem.
A pogoda, ach, pogoda. Upały skłaniają mnie jedynie do wylegiwania się wśród jakże miłych memu sercu orzeźwiających podmuchów prosto z produkcji mojego wiatraka Zdziśka. I może jeszcze do przewracania kolejnych kart książek. Oczywiście wszystkich tych, na których nie widnieje etykietka „lektura” i „szkoła”. Kolejny rok z rzędu moją obietnicę, że w wakacje będę czytać lektury trafił szlag. Bo przeczytanie dwudziestu stron Zbrodni i kary się nie liczy, prawda? Naprawdę się rozleniwiłam, nie ma co! Ale mój mózg tak działa – kiedy widzi, słyszy lub czuje gdzieś w powietrzu lekturę buntuje się jak tylko może i tylko siłą i idealnymi warunkami w formie ciszy i spokoju potrafię go zmusić do przeczytania tych szkolnych wymogów. Naprawdę o wiele lepiej czytałoby by mi się te wszystkie książki gdybym nie musiała robić tego do szkoły.
Ale tu wakacje a ja znowu o szkole. Chyba się uzależniłam od tego miejsca. To naprawdę wygląda jak nałóg. Chcesz rzucić a nie możesz. Ale żeby przez dwa miesiące nie móc się powstrzymać? Paradoksalnie wyleczę się ze szkoły pierwszego września :p
W końcu udało mi się zorganizować przyzwoite spotkanie z P., które planowałyśmy już milion lat. Pogadałyśmy, pośmiałyśmy się i ogólnie była przyjemna atmosfera. Oby więcej takich spotkań i poczucia dobrze spędzonego czasu. Żeby tylko jeszcze autobusy przyjeżdżały na czas… :P
Mam ochotę napisać tu dużo więcej ale i tak chyba wyjątkowo się rozpisałam. Kiedy tak teraz czytam ten mój wstęp zapowiadający ekscytujące przygody niczym te Tolkienowskiego pióra muszę przyznać, że chyba rozczarowałam czytelników bo takowych przygód tu nie zamieściłam. Wszyscy się pewnie nastawili na bohaterskie czyny a ja tu o Mundialu zarzucam temat :D i o Zdzisławie kochanym. Czyli coś z cyklu nie oceniaj książki, tym razem po wstępie :). A więc cóż tu po mnie. Z chwilą obecną opuszczam Internety by wrócić za jakiś czas kiedy znów najdzie mnie wena lub chęć powrócenia tu tak po prostu. Trzymajcie się ciepło :) buziaki :*
Aaa i na koniec jeszcze nutka, której musicie koniecznie wysłuchać. No dobra, nie musicie ale bardzo bym chciała. Jest genialna, oczyszczająca i dla mnie również inspirująca :) miłego rozpływania się w dźwiękach

A ja, chociaż jestem facetem to wbrew stereotypom piłką nożną w ogóle się nie interesuję i meczu żadnego nie widziałem XD Tylko słyszałem echa pobrzmiewające gdzieniegdzie, mówiące właśnie o tym kto i w jakim stylu wygrał bądź przegrał. Ale i tak się w tym za bardzo nie orientuję XD
OdpowiedzUsuńDostojewski i jego Zbrodnia i kara to jedna z najgenialniejszych powieści jakie kiedykolwiek napisano moim zdaniem więc...nie, nie liczy się XD Tą książkę bowiem trzeba pochłonąć XD
A wiesz, człowiek czasem powinien sobie na lenistwo pozwolić jednak:)
Wiesz, że ja na lekarski w Poznaniu się dostałem, tak w ogóle? Ale ostatecznie poszedłem na inne dwa kierunki XD Różnie się w życiu układa, ale ważne to wiedzieć, co jest naprawdę dla nas, co napawdę chcemy robić i robić swoje w dążeniu do celu. I nie panikować, bo panika do niczego nie jest nam przecież potrzebna:)
ja piłką zaczęłam się interesować od bycia sezonowcem na Euro i tak jakoś mi już zostało, w sensie piłka a nie mania na jakieś większe wydarzenia :D
Usuńo genialności tej książki zbyt wiele powiedzieć nie mogę gdyż po takiej liczbie stron przez, którą przebrnęłam po prostu nie mogę tego zrobić :P ale zmotywowałeś mnie tą opinią więc na pewno po nią sięgnę i postaram się zapomnieć o tym, że jest lekturą :D
a moje lenistwo przekroczyło już wszystkie granice zdrowego rozsądku i chyba czas powoli z nim kończyć. Ale mimo, że teraz trochę sobie na nie pozwalam to mam dziwne przekonanie, że w przyszłości będę pracoholiczką :D
Proszę, proszę :D Drugi Da Vinci. Wszystkiego po trochu :D
Wiesz, ja po prostu no nie lubię i już XD W ogóle, nie przepadam za sportami zespołowymi. Wolę swoje bieganie i jogę, wspinaczkę i starczy XD
UsuńDlatego musisz przebrnąć więcej, do końca XD W ogóle, pan Dostojewski genialnie opisuje naturę człowieka, wszystkie jej ciemne strony...dlatego choćby z tej przyczyny, warto.
Hm...ani jedno ani drugie nie jest za zdrowe, jakby nie było XD
Bez przesady xD
o, ja już z góry wiem, że u mnie bieganie nie przejdzie. Kiedyś przez tydzień nastawiałam sobie budzik na piątą rano, żeby pobiegać na spokojnie bez żadnej zbytecznej widowni ale ani razu nie wstałam :D już prędzej jakiś fitness ale to tylko w zaciszach mego domu :D
Usuńna pewno przeczytam :) opis ludzkiego charakteru już zdążyłam zauważyć i faktycznie jest bardzo dobry :)
i ja wcale nie przesadzam :P mieć smykałkę do kilku rzeczy na raz to już jest coś :)
Takie chwile zwątpienia są ważne, bo to właśnie one napędzają nas w trudnych chwilach - kto wie, czy z tych 27 osób nie trafi akurat na Ciebie? Poza tym liczy się wytrwałość! ;)
OdpowiedzUsuńO, ja właśnie wzięłam się za lektury w wakacje - ale ułożyłam je na przemian z innymi, nieobowiązkowymi (inna sprawa, że jako "nieobowiązkowe" mam Dekameron i Platona, noale...). Po prostu trzeba do nich podejść od drugiej strony, traktować jako coś, co się ma ochotę przeczytać, a nie musi. Pomaga. ;P
Matko, chyba jestem piłkarskim ignorantem. Nie oglądałam żadnego meczu. D:
A jak tam idzie Ci pisanie pamiętnika? W ogóle się nie chwalisz :D
oby trafiło na mnie :D
UsuńDekameron :) lubię to! :D ale wybierasz tą skróconą wersję, czy posiadającą milion stron całość? :D
a no własnie się nie chwalę gdyż mi nie idzie. Znaczy idzie ale nie tak jak chciałam. Nadal nie znalazłam tego swojego wymarzonego pochłaniacza myśli, popisuję za to w jakiejś starej notesinie :D jednak tak jak myślałam zawsze mam jakiś temat do poruszenia :D ale ja znajdę coś wyjątkowego ! na pewno :D wtedy to już na pewno się pochwalę :)
O matko, nie wiem. Mam jakieś dwutomowe, więc chyba skrócona wersja.
UsuńOd czegoś trzeba zacząć. <3 A w empiku może patrzyłaś? Tam zawsze są jakieś fajne notatniki (inna sprawa, że za niewyobrażalne ceny...). O, to widzisz, szczęście Ci sprzyja - też od jakiegoś czasu zbieram się, by zacząć pisać na papierze (Ty mnie zainspirowałaś <3), ale nie mogę się zmobilizować do stworzenia czegoś, czego po przeczytaniu za miesiąc nie wywalę...
jak kiedyś patrzyłam w necie Dekameron to miał około tysiąca stron :P a jak czytałam to gdzieś tak ponad sto i to była skrócona wersja, więc Ty może masz rozszerzoną wersję skróconej :D trochę to zagmatwane :D
Usuńwiesz, patrzyłam na allegro kilka notesów i były fajne, jeden nawet się do mnie uśmiechał, a może to ja do niego, tyle, że jego cena to siedemdziesiąt polskich złotych plus przesyłka dwadzieścia i właściwie to się nad nim trochę zastanawiam ale na razie mam trochę innych wydatków :P
zainspirować kogoś, kurde, poważna sprawa :D
nie czytaj, po prostu pisz i nie wracaj :)
Uh, 90 złotych za notes to jednak kupa kasy... ja rozwiązałam ten problem, robiąc go własnoręcznie, i w sumie polecam! Nawet nie trzeba mieć specjalnych umiejętności, a za to można dobrać wszystko tak, jak się chce (i nie przekroczyć przy tym 20 zł - a używałam droższych materiałów, jak kartki z Oxfordu, więc tak naprawdę można się spokojnie zamknąć w 10 zł). Może jak będziesz miała czas to zobacz tutaj, efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. :D
UsuńW sumie to dobra rada, skorzystam, na pewno będzie łatwiej. :P
o, faktycznie fajna sprawa :) i kochane pieniążki pozostaną w portfelu :D i wiesz tak teraz myślę, że miałabym do tego własnoręcznego notesu większy sentyment niż do tego idealnego ale kupionego gdzieś tam :) spadłaś mi z nieba z tym pomysłem <3 :D
UsuńZawsze do usług. <3 Poza tym wyszłam z tego samego założenia - w końcu nic nie pobije własnoręcznego wykonania.
UsuńNo to powodzenia! Koniecznie pochwal się efektem! :D
Będę trzymać za nas kciuki! Dzięki za odwiedzenie bloga. Powodzenia w realizacji marzeń! :)
OdpowiedzUsuńkciuków nigdy dość ! :)
Usuńnie ma sprawy, pewnie jeszcze do Ciebie zajrzę :) w końcu musimy się trzymać razem w tej osi czasu wszesień-maj jak i na finiszu czyli maaaatuuurzeee :D
za powodzenia nie dziękuję, żeby nie zapeszać :D
pozdrawiam :)
Kochana, marzenia się spełniają, naprawdę! Skoro wymarzyłaś sobie medycynę, jestem pewna, że się dostaniesz. Masz cel, ogromną ambicję, mnóstwo motywacji - czego chcieć więcej? Byłaś u mnie ostatnio, gdy pisałam o tym, że dostałam się na wymarzony kierunek, na wymarzonej uczelni. Mnie też ogarniały wątpliwości, niepokoje, bez przerwy zadawałam sobie pytanie: a co, jak się nie dostanę? Nawet obmyśliłam sobie dokładny plan zawierający poprawianie matury za rok i startowanie po raz kolejny! A gdy już zobaczyłam dzień przed zamknięciem rejestracji, że na mój kierunek zalogowało się jakieś 800 osób na 120 miejsc, straciłam niemal całą nadzieję. A jednak, ja z podstawową matmą, po przeciętnym ogólniaku nie wiadomo, gdzie - dostałam się! Na koniec zarzucę motywującym cytatem: "Nieważne skąd pochodzisz. Ważne dokąd zmierzasz." :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o mundial, to ja akurat oglądałam większość meczów i też strasznie żałuję, że Argentynie się nie udało! A byli tak blisko, w finale grali naprawdę świetnie... No, ale cóż, taki jest sport.
Trzymaj się :*
Ty jesteś żywym przykładem na to, że marzenia spełniają się naprawdę :) ale wiesz, czasem dopadają mnie takie wątpliwości, że myślę że to wszystko nie ma sensu i szkoda tylko mojej pracy, ale spróbuję, a nóż się dostanę :)
OdpowiedzUsuńz cytatem zgadzam się w stu procentach, gdyż bardzo mnie dotyczy :)
a z przegranej, jak wyżej, również nie jestem zadowolona, ale sport to właśnie sport - nigdy nic nie wiadomo :P
buziaki :*